Strony

piątek, 8 kwietnia 2016

Nigdy cie nie zostawię.

Clary z otwartymi ustami przyglądała się Jonathanowi  który właśnie się obudził i posłał jej  szeroki uśmiech. Do pokoju nagle wszedł Valentine:
-Przepraszam że wam przeszkadzam ale nie możemy tracić czasu znaleźli naszą kryjówkę a my musimy się rozprawić z Jocelyn.-Mówił to bardzo spokojnym tonem starając się na nich nie patrzeć w tej niezręcznej sytuacji.
-Clary weź to strój bojowy twojej matki.
-Dziękuje.-Clary nie mogła przestać myśleć o tym stroju, jej matka naprawdę kiedyś taki nosiła?
Valentine wyszedł Clary założyła strój i włożyła  dwa serafickie noże.
-Pięknie wyglądasz.-Powiedział Jonathan
-Dzięki ty też dobrze wyglądasz.-Jonathan miał podobny strój.
Przecisnęli się na zewnątrz gdzie czekał na nich ojciec.
- Ojcze nie idziemy  bez żadnego uzbrojenia ?.-Spytała Clary.
-Nie.Oni się tego spodziewają że będziemy mieli wojsko,  a my ich zaskoczymy.
Droga  nie była zbyt długa po godzinie znaleźli się w ciemnym lesie gdzie   nieopodal stał Jace z resztą grupy. Clary zauważyła Jocelyn  Luka i Simona. Co oni tu robili? Przecież byli normalnymi ludźmi.
-Znowu się spotykamy.-Rzucił złośliwe Jonathan.
-Nie cieszysz się?Ja na to długo czekałem.-Odparł z sarkazmem Jace.
Clary znowu go zobaczyła , Jacea jego spojrzenie było  zwrócone ku niej i przyglądał  jej się uważnie. Clary z zdenerwowania kurczowo złapała Jonathana za rękę co jak było widać spodobało mu się.
-Lucianie widać że  nie tylko tobą wstrząsnęło zniknięcie Clary  sprowadziłeś sobie nowego wilkołaka.-Valentine pogardliwie pokazał na Simona.
-Simon o co w tym chodzi!Krzyknęła Clary.
-Długa historia chciałem cię chronić a czułem że coś dziwnego się z tobą dzieję usłyszałem z plotek że Luke jest wilkołakiem nie wierzyłem w to ale to wszystko prawda. Poprosiłem  go żeby mnie przemienił niechętnie to zrobił ale się zgodził.Zrobiłem to tylko dla ciebie.
-Nie zmieniłeś się od naszego ostatniego spotkania nadal jesteś taki głupi.-Valentine odchrząknął.
-Nie zamierzamy z wami walczyć potrzebujemy tylko jej.- wzkazał  na Jocelyn.
-Nigdzie z tobą nie idę. Mogę prędzej umrzeć niż z tobą iść!Clary  kochanie,masz jeszcze szanse zostań ze mną.-Mówiła to błagalnym tonem Jocelyn.
-Od momentu kiedy mnie zostawiłaś nie jesteś moją matką!-Clary serce biło jak kowadło widziała wyraz twarzy Jacea jego złote oczy.
-Wasz problem ostrzegam  nie znajdziecie mojej litości.-Wyrecytował Valentine.
W tym momencie Jace przyłożył nóż do twarzy Valentina.
-Nigdzie się stąd nie ruszysz.-Powiedział przez zęby Jace
-Nie bądź tego taki pewien Jace Heronalde, mój syn jest doskonałym nocnym łowcą.
W ułamku  sekundy Clary powaliła na ziemie Jacea.
-Jeśli coś mu kiedykolwiek zrobisz zabije  cię!
- Widzę że tatuś nieźle cie szkoli.-Mrugnął do niej Jace. Clary posłała mu złośliwe spojrzenie.
Jace szepnął Clary do ucha: 
-Musimy pogadać.
-Nie mamy o czym.-Clary przewróciła oczami.
-Nie wiesz co robisz twój ojciec to szaleniec.
-Dobra czego chcesz?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz