Strony

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Miłość sama cię dopadnie

Clarissa stała i przez dłuższą chwile nic nie mówiła . Nadal mocno trzymała za rękę Jonathana który patrzył na nią jak na anioła zresztą ona na  niego też. Nie mogła tego zrozumieć że tak bardzo kocha  swojego brata kiedy to się stało ?
Wreszcie przemówił donośnym głosem Valentine:
- A może chcesz porozmawiać  ze swoją matką właśnie podałem jej odtrutkę , mam nadzieję że zostanie z  nami. -Ostatnie słowa mocniej zaakcentował.
Clary zupełnie o niej zapomniała i już nie tęskniła coś w niej pękło.
-Dziękuje ci ojcze. - Nie wiedziała co ma zrobić więc przytuliła się do ojca .
Valentine przyciągnął Jonathana  do uścisku.
-Ty też powinieneś z nią porozmawiać Jonathanie.
Oczy Jonathana błysnęły.
Weszli do sypialni gdzie powoli wracała do siebie Jocelyn.
- Clary? Gdzie jesteśmy?-Spytała nieco jeszcze we śnie  matka .
- W domu twojego męża. Valentina. - Clary głos zabrzmiał tak stanowczo że Jocelyn  od razu otworzyła oczy.  Na początku spojrzała na Valentina i jego arogancki uśmieszek a potem na podobny wyraz twarzy jej syna Jonathana.
- Ja myślałam że ty nie żyjesz Jonathanie.- Jocelyn przeszył  jego wyraz twarzy trudny do odgadnięcia  taki jaki znała jak się urodził.
Jonathan złapał  kurczowo za rękę Clary i odpowiedział:
-Bardzo się ciesze że cię poznam, mam nadzieje że wstąpisz do kręgu tak jak Clary.- Mówiąc to poprawił sobie nogawki od spodni i oparł się o ścianę .
Jocelyn spojrzała sztywno na Clary:
-Musimy stąd iść  to są źli ludzie.- Jocelyn niemal płakała jak to mówiła. Valentine pociągnął Clary za sobą  niemal nie upadła ale ojciec ją podtrzymał.
-Clary nigdzie nie idzie!-Powiedział stanowczo.
-Dziękuje ojcze że mi pomagasz ale załatwię te sprawę sama.
Clary szybko podeszła do matki barykadując jej drzwi do wyjścia.
- Jeśli odejdziesz nie będzie odwrotu. Nie będę cie  znała. Nie dostaniesz drugiej szansy  nie obronimy cię. Ale jeżeli zostaniesz  doznasz wszystkiego czego nigdy nie miałaś.-Clary nie wiedziała  dlaczego to mówi może to dlatego że płynie w niej ojcu i bracie ta sama krew.
-Może i będę tego żałowała do końca życia  ale nie zostanę  z twoim  obślizgłym ojcem i tym czymś.-Wskazała na Jonathana.
-On nie jest tym czymś to mój  brat a twój syn i jest moim chłopakiem!-Krzyknęła głośno Clary.
Valentine i Jonathan patrzyli na nią  z  uznaniem.
Jocelyn popatrzyła z obrzydzeniem na Jonathana i powiedziała cicho do Valentina:
-Co ty zrobiłeś z moją córką.-Po czym wyszła bez słowa.
-Nienawidzę jej ! Jak ojcze mogłeś ją kochać.-Clary warknęła.
-Trochę zaufania do ojca niedługo tu wróci.-Odpowiedział bardzo spokojnie jak na sytuacje.
Clary weszła z Jonathanem do najbardziej  odizolowanego pomieszczenia z małym łóżkiem po środku.
Jestem twoim chłopakiem nie wiedziałem.-Powiedział do z nutą zadowolenia.
-A co miałam powiedzieć nienawidzę jej za to jak cie traktuje.
Jonathan zaczął zdejmować  Clary bluzkę  i stanik  a ona mu koszulkę i spodnie.
-Nie przejmuj się , jeśli nie chcesz nie musimy tego robić...
-Nie proszę zaczęła go całować.
Było niebiańsko czuła się jak biały anioł z czarnym aniołem. Zaczęli się obściskiwać czuli własne zapachy  to była niezapomniana noc . Clary czuła że nigdy go nie straci. Jak można takiego chłopaka nazywać potworem?  Był najlepszym chłopakiem jakiego w życiu widziała.
-Kocham cię.-Wyszeptała.
-Wiem  dlatego nigdy cie nie opuszczę.
Jonathan  położył   rękę na jej ramieniu i zasnął ale Clary przez tę noc wo gule nie zmrużyła oka nie mogła zapomnieć jego delikatnego dotyku.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz