Razem z Jacem Clary poszła do małego parku w którym prawie nie było ludzi.
-Cieszę się że ze mną tu przyszłaś.-Powiedział Jace
Clary uśmiechnęła się i odpowiedziała:
-Też się bardzo ciesze przynajmniej na chwilę odpocznę od codziennego zabiegania.
-Opowiedz mi coś o sobie o swoim życiu dzieciństwie.
Clary wiedziała o co chodziło Jaceowi nie wiedziała jak ma się wykręcić z tej trudnej odpowiedzi więc postanowiła nie mówić całej prawdy.
- To tak mieszkam sama z matką Jocelyn chodzę do szkoły, no wiesz takie rzeczy jakie robią normalne nastolatki. Mówiąc to starała się nie patrzeć Jaceowi w oczy.
-A co z Valentinem i z Jonathanem?.-Spytał z podejrzliwym wyrazem na twarzy Jace.
Teko już było za wiele musiała coś wymyślić i to szybko.
-Valentine kto to wo gule jest? I czemu tak się dopytujesz o moim życiu?-Teraz Clary głęboko patrzyła na oczy kolegi. Było w nich coś anielskiego świeciły się na kolor złoty.
Po kilku minutach ciszy z uśmieszkiem na twarzy odpowiedział:
-Wypytuje tylko te dziewczyny na których mi zależy.
Clary poczerwieniała nie wiedziała co ma powiedzieć. Chyba stłumiła podejrzenia Jeca.
Później rozmowa potoczyła się sama nie mogli przestać rozmawiać. Dopiero jak zobaczyli że wybiła ósma leniwym krokiem zaczęli iść do instytutu.
-Dziękuje ci za ten mile spełniony dzień.-Powiedziała Clary
-Nie to ja ci dziękuje.
Kiedy weszli czekał już na nich z osępiałą miną Jonathan.
Jak weszli do pokoju zaczęli rozmowę.
- Znalazłeś kielich ?-Spytała łagodnie Clary
-Oczywiście że tak , ale teraz nie o tym widziałem jak na niego patrzysz!
-Na kogo?
-Nie udawaj na Jaca!
-Patrze na niego normalnie!
Mówiąc to poczuła jakby wypierała się prawdy ale bała się reakcji Jonathana który i tak był już wściekły.
-Clary musimy się śpieszyć za nim zorientują się że kielicha nie ma.
Jonathan poprowadził ją do miejsca gdzie znajdował się kielich była to stara biblioteka.
Pośrodku stał kielich w gablocie.
-Jak my to otworzymy wszyscy usłyszą .
- Byś tego nie zbiła bo jak toś jest bardzo blisko tego lub nawet dotknie od razu włączany jest alarm, musisz narysować runę żeby otworzyć to bez żadnego wysiłku.
Clarissa wyjęła zręcznie stelle i zaczęła rysować. Znaki same w głowie zaczęły wiązać linie.
-Gotowe .-Powiedziała najciszej jak to możliwe.
Po chwili szkło zniknęło a kielich stał obok nich.
Clary ostrożnie schowała go do torby. Już zaczęli iść kiedy do pokoju wszedł Jace Izabelle i Alec
-Myśleliście że tak szybko wam pójdzie , Clarisso oddaj kielich a obiecuje nie stanie ci się krzywda.
W jego oczach malowało się niedowierzanie i zarazem wściekłość.
Clary cicho wydukała:
-Przepraszam,przepraszam.
On tylko na nią spojrzał
-Nie stanie jej się krzywda ponieważ jest ze mną.-Powiedział ze złością Jonathan po czym rzucił się na Jaca.
Clary nigdy nie widziała go w takim stanie jego oczy płonęły wydawał się znacznie sprawniejszy od przeciwników. Niemożliwe. Isabelle i Alecem rzucił jak lalkami z Jacem jeszcze walczył.
-To za Clary a to za...
Nie dokończył ponieważ Clary krzyknęła:
-Jonathan zostaw go wystarczy!
-Robię to tylko dla ciebie , to ścierwo powinno zginąć!
Szybko złapał Clary za rękę i wyskoczyli przez okno.
Byli już bezpieczni Clary pogrążona w rozmyśleniach myślała o Jasie i o Jonathanie o jego postawie musiała go o to spytać. Nawet nie zauważyła że nadal trzyma mocno Jonathana za rękę.
-Byłeś 100 razy lepszy od nich jak to zrobiłeś?-Spytała zdumiona
- To przez to że mam w sobie krew demona , to prawda jest na wpół demonem. Nasz ojciec robił na mnie eksperymenty i w wyniku nich jestem szybszy silniejszy od normalnych nocnych łowców , ty też posiadasz podobny dar. Myślisz że dlaczego tworzysz nowe runy?
-To straszne Valentine na nas eksperymentował!
- Na początku też tak twierdziłem ale później zauważyłem że zrobił to dla naszego dobra.
-Przynajmniej taką pamiątkę odziedziczymy po ojcu.-Mówiąc to cicho się zaśmiała.
Nagle ich ciała zetknęły się zaczęli się całować nie obchodziło ich to że są rodzeństwem miłości nie można się wypierać. Czuli własne bicia serc i oddechy nie czuli się tak nigdy, tak jakby na chwile znaleźli się w niebie i to była prawda.
Weszli do siedziby ojca nadal przytuleni nie obchodziło ich co powie o nich ojciec.
-Gratulacje moje dzieci jestem z was dumny!-Powiedział nieco szczęśliwy Valentine.
Clary podała ojcu kielich.
-Widzę że dużo sie wydarzyło w czasie waszej misji.-Rzucił spojrzenie na Jonathana i Clary.
-Miłość uskrzydla i sprawia że każdy z nas staje się Aniołem.-Powiedziała to Clary patrząc się uważnie na Jonathana.
Zauważyła w jego oczach radość.
-Dobrze mówisz tak samo miałem z Jocelyn.
Zapadła cisza.
Hey :)
OdpowiedzUsuńBlog jest świetny
Czekam na next <3